Żywoty i Legendy

Bao Bei:

Ostatni z Klanu

08/03/2025

Bao Bei urodził się na wyspie Maztica, wychowany na północy w okolicach Itzcala, rozległych terenach pustynnych zamieszkanych przez Pso-ludzi. Tabaxi dzielą się na dwunastoosobowe rodziny (z drobnymi wyjątkami) i w nich egzystują przez znaczną część swojego młodego życia. Dopiero w chwili osiągnięcia dojrzałości, podczas pełnego kryształowego księżyca pojawiającego się na wyspie Maztica tylko raz w roku, odbywa się rytuał parowania zwany Hóol. To właśnie wtedy młodzi przedstawiciele i przedstawicielki rasy łączeni są w pary oraz w przyszłe „dwunastki klanowe”.

Dzieciństwo Bao było niezwykle dynamiczne. Z jednej strony ciążyła na nim presja związana z kunsztem jubilerskim, z którego słynęło plemię Bei — w slangu Tabaxi „Błyskotka”. Z drugiej zaś strony był nadpobudliwym szczenięciem, wychowywanym w licznym stadzie składającym się z sześciu sióstr i dwóch braci.

Nigdy nie był ulubieńcem rodziny, a część rodzeństwa wręcz za nim nie przepadała.
Rodzina Bei (od najmłodszych):
– Blanka Bei – siostra – 2 lata
– Buzhin Bei – brat – 6 lat
– Xianfu Bei – siostra – 8 lat
– Zuan Bei – siostra – 12 lat
– Bao Bei – 12 lat
– Minzu Bei – brat – 15 lat
– Fuss Bei / Pawgon – siostra – 18 lat
– Zola Bei / Soaxiu – siostra – 21 lat
– Bing Bei – ojciec – 58 lat
– Asani Funghao/Bei – matka – 55 lat
– Zhul Bei – dziadek – 99 lat
– Binia Pawgon/Bei – babcia – 101 lat

W tak licznym rodzeństwie trudno było skupić się na czymkolwiek innym niż nieustanna rywalizacja. Rodzice raz po raz zawodzili się na Bao, który nie wykazywał najmniejszego zainteresowania rodzinnym rzemiosłem. Zdecydowanie bardziej wolał zapasy i robienie psikusów rodzeństwu. Był nieokrzesany i dziki przez całe swoje młode lata. Mimo drobniejszej postury często wygrywał potyczki ze starszymi szczeniętami w klanie.

Gdy dorósł, rozpoczął wraz ze starszym bratem Minzu obowiązkowe dla młodych samców Tabaxi polowania na Pso-ludzi zamieszkujących pustynie Iztacala rozciągające się na północy Maztici. Był to brutalny, lecz powszechny obowiązek: każda rodzina musiała wystawić co najmniej dwóch młodzieńców. To właśnie tam Bao po raz pierwszy posmakował prawdziwej krwi przeciwnika. Przemoc i możliwość wyrzucenia całej nagromadzonej energii w barbarzyńskie polowanie na półdzikie istoty rozpalała jego serce. Wtedy jeszcze nie pojmował, że nie należy odnajdywać rozkoszy w mordzie — był na to zbyt młody.

Kilka lat bycia wojownikiem klanowym sprawiło, że Bao szybko zmężniał i nabrał postury godnej noszonego tytułu. Rodzice już dawno pogodzili się z tym, że jedno z ich dzieci nie zostanie jubilerem. Mimo to, za zasługi dla klanu, w wieku piętnastu lat otrzymał swój klanowy kolczyk.

Gdy Bao miał siedemnaście lat, wydarzyło się coś, na co nikt w klanie nie był przygotowany. Kryształowy księżyc wzeszedł, a wraz z nim nadeszła jego kolej na Hóol. Wszyscy zebrali się na szczycie góry, by przeprowadzić ceremonię doboru par. Wiatr jakby zamarł w miejscu, lecz Tabaxi świętowali, śpiewając i grając na bębnach oraz fletach. Młode kocice tańczyły radośnie w rytm muzyki.

Nagle jednak szczyt góry pękł z potężnym hukiem, a z jego szczelin wytrysnęła mroczna energia. Skały runęły na zgromadzonych. Część Tabaxi zginęła na miejscu, inni zdołali uskoczyć, a reszta została poraniona ostrą niczym brzytwa energią. W centrum góry pulsowała złowroga poświata, a niebo gwałtownie pociemniało, zapowiadając coś jeszcze straszniejszego.

— Na bogów, to niemożliwe! — krzyknął jeden z kapłanów, trzymając się za zakrwawioną pierś. — Wszyscy! Uciekać do świątyni u podnóża góry!
Chwilę później osunął się martwy. Za nim stała potężna, cienista sylwetka, której ciało częściowo materializowało się na oczach Bao.

Młody Tabaxi zamarł, wpatrzony w demoniczne czerwone ślepia istoty trzymającej trupa kapłana przebitego na wylot. Po momencie otrząsnął się i rzucił sprintem w dół zbocza. W ferworze ucieczki nie dostrzegł nikogo ze swojego klanu.

Gdy dotarł do wrót świątyni, te wyglądały zupełnie inaczej niż powinny: obdrapane, popękane, ledwie trzymające się na zawiasach. Zrozumiał, że jest całkowicie sam. Mógł przysiąc, że jeszcze chwilę temu kilkunastu Tabaxi biegło obok niego. Spojrzał ponownie w stronę wejścia — i nagle nie był już w świątyni.

Stał pośród ciemności, a przed nim, na kamiennym podeście, znajdowała się misa wypełniona ciemną, smolistą mazią. Chłodna energia bijąca od naczynia synchronizowała się z jego sercem, zmuszając je do bicia w rytm drgań cieczy. Bao wpatrywał się w nią bez ruchu, a czas zdawał się nie istnieć.

Nagle poczuł, że ktoś obejmuje go od tyłu.
— Chyba nie sądzisz, że wypuszczę taki kąsek? — szepnął do jego ucha głos delikatny, a jednocześnie ostry niczym brzytwa.
— Precz, demonie! — krzyknął Bao, wyrywając się z objęć.
— Dobrze… bój się. Strach sprawi, że będziesz… smaczniejszy!

Demonica rzuciła się w jego stronę. Jej szpony dosięgły go, a jego wzrok zalała biel.

Kiedy otworzył oczy, nie było już mroku ani demona. Stał pośród nieskończonej bieli, a przed nim, siedząca po turecku na poduszce, znajdowała się jego babcia — Binia Bei.

— Posłuchaj uważnie, bo nie mogę się powtarzać. To ostatnie, co mogę zrobić, by spróbować nas ocalić — wyszeptała z zamkniętymi oczami. — Masz już swój kolczyk. — Wskazała jego nos. — Weź to.

Wyciągnęła ku niemu dłoń.
— To biżuteria twojego ojca i moja. Resztę będziesz musiał odnaleźć sam, bez względu na wszystko. Ale zanim wyruszysz, musisz nauczyć się dyscypliny. Tylko ona może uratować nasz klan… choćby część z nas.

Projekcja babci zamigotała.
— Babciu! O co chodzi!? Co się dzieje!? — krzyknął Bao, ściskając podarunek.
— Zostaliśmy przeklęci… niesłusznie… nie mogliśmy się khe spodziewać, że to nadejdzie tak wcześnie… Jesteś naszą ostatnią nadzieją… odnajdź całą klanową biżuterię…

Jej postać rozmyła się, lecz Bao dostrzegł jeszcze ostatnie gesty, jakby rzucała jakieś zaklęcia.

Świadomość znów mu zanikła.

Gdy ją odzyskał, leżał w stogu siana w nieznanym miejscu, trzymając w dłoni dwa kolejne kolczyki z klanową insygnią. W jego głowie odbijały się echem słowa babci: „Jesteś ostatnią nadzieją klanu. Odnajdź całą klanową biżuterię.”

Wyszedł ze stajni — i okazało się, że stoi na terenie klasztoru mnichów Kensei. Zrozumiał to dopiero, gdy jeden z mnichów podszedł do niego i rzekł spokojnie:
— Wiemy, że nie trafiłeś tu przypadkiem. Pomożemy ci nauczyć się dyscypliny.

W klasztorze Bao spędził następne dwadzieścia lat.

Type of Model
Collection Model
Provider
Collection Provider
Bundle
Collection Bundle
Species
Collection Species
Race
Collection Race
Class
Collection Class
Gender
Collection Gender