Żywoty i Legendy

Ambraxas:

Cena Zwycięstwa

16/12/2023

Powietrze w leżu było gęste od smoczej krwi i siarki. Gorące, duszne – jakby oddech samej bestii wciąż unosił się nad kamiennym legowiskiem. Ciało smoka leżało nieruchome, jego skrzydła rozpostarte niczym strzaskane żagle. Ambraxas stał nad nim, brocząc krwią, każdy oddech rozrywał mu płuca, a serce dudniło w piersi jak wojenny bęben.

Zielone, niemal czarne łuski pokrywały grzbiet smoka. Każda z nich była grubsza niż pancerz, twardsza niż stal. Ale to już nie miało znaczenia. Bestia konała. Ambraxas spojrzał w jej gasnące oczy i zobaczył w nich coś, czego się nie spodziewał – cień strachu.

Ambraxas czuł, jak jego własna krew pulsuje w rytm zwycięstwa. Ręka, którą wcisnął w paszczę smoka, była unurzana w śluzie i posoce. To było warte tego jednego, decydującego ciosu. Włócznia, zmaterializowana w jego dłoni, rozpruła bestię od środka.

Ta walka nie była jedynie starciem śmiertelnika z bestią. To była zemsta. Każdy jego cios, każde pchnięcie włócznią było aktem gniewu, który dojrzewał w nim od lat. Wspomnienia wróciły – smoczy tyrani panujący nad jego ludem, krzyki uciśnionych, smoczy oddech trawiący miasta.

Zbliżył się do ogromnego cielska, ciepłego jeszcze od życia. Jego oddech był ciężki, gorący jak ogień. Instynkt prowadził go dalej, głębiej. Jego ostrze przesunęło się po twardym pancerzu smoka, aż w końcu znalazło miejsce, gdzie mięśnie były najsłabsze.

Zdecydowanym ruchem rozciął pierś bestii, nie potrafił się powstrzymać, to było silniejsze od niego. Krew trysnęła na jego twarz, gorąca jak wrzątek, żrąca jak kwas. Nie cofnął się. Sięgnął do wnętrza, zanurzając ręce po łokcie, aż poczuł, jak jego palce owijają się wokół bijącego jeszcze serca.

Wydarł je z wnętrza smoka jednym, brutalnym szarpnięciem. Czerwony organ pulsował w jego dłoniach, drgał ostatnimi resztkami energii. Ambraxas nie czekał. Podniósł je do ust i zaczął gryźć.

Krew smoka wypełniła jego gardło, gorzka, niemal paląca. Każdy kęs był jak łyk płynnego ognia, ale nie przestawał.

Zgiął się wpół, wypuszczając z dłoni resztki pożeranego serca. Najpierw było to ciepło, przechodzące przez jego żyły, niczym fala lawy. Potem jego ciało przeszyła eksplozja bólu – jakby ktoś chwycił jego kości w imadle i ściskał je, zmieniając ich kształt. Ręce drżały, nogi uginały się pod nim, ale on stał. Nie pozwolił, by cokolwiek go powaliło.

Krzyknął. Nie jak drakon. Nie jak smok. Jak coś pomiędzy. I wtedy otworzył oczy. Jego wzrok zamglił się na chwilę, a potem nagle wyostrzył. Noc stała się jaśniejsza, księżyc nie był już jedynie srebrnym dyskiem na niebie – widział na nim pęknięcia, plamy i detale, których wcześniej nie dostrzegał. Świat stał się bardziej intensywny. Każdy dźwięk był donośniejszy.

Wtedy poczuł coś jeszcze. Drżał. Nie z wyczerpania – z furii. Jego ciało zaczęło się zmieniać. Najpierw były to mięśnie – napięły się, wzmocniły. Skóra stała się twardsza, ciaśniejsza. Poczuł, jak jego kręgosłup się prostuje, jak ramiona stają się szersze, a klatka piersiowa rozszerza się, jakby nagle w płucach pojawiło się więcej powietrza.

Był wyższy. Czuł to. Spojrzał na swoje ręce – palce były te same, ale… szpony wydłużyły się, a ich krawędzie stały się ostrzejsze.

W jeziorze smoczej krwi Ambraxas spojrzał w swoje odbicie. Widział, że w jego oczach coś się zmieniło. Zielony blask pulsował w ich głębi, jakby wewnątrz nich płonął ogień.

Serce dudniło w piersi. Gniew buzował w jego żyłach.

Stawał się pomiotem potworów, których nienawidził i które przysiągł unicestwić.

A jednak, jeśli miało to dać mu moc, by walczyć z nimi jak równy z równym. Jeśli miało sprawić, że stanie się postrachem smoków… przymknął powieki i wziął głęboki oddech. Czuł moc, czuł siłę, czuł, że to przybliży go do zrealizowania swojego celu.

Type of Model
Collection Model
Provider
Collection Provider
Bundle
Collection Bundle
Species
Collection Species
Race
Collection Race
Class
Collection Class
Gender
Collection Gender