Bohaterowie obudzili się o świcie, jednak w ich gronie brakowało Bao – mnich musiał wyruszyć dalej w poszukiwaniu klanowej biżuterii. Nie pozostawił po sobie żadnego śladu, lecz możliwe, że jeszcze wróci do drużyny, wszak dołączył do bractwa. Ambraxas po konsultacji z Elwirą zabrał dwa mniejsze fragmenty smoczego szkieletu — mogły one pomóc w dalszych poszukiwaniach smoczych kultystów.
Kompania nie mogła dłużej zwlekać i wyruszyła niezwłocznie w stronę kasztelu. Podróż powrotna minęła bez większych przeszkód, jednak paladyn wyczuł, że choroba dręcząca lasy Neverwinter nie zniknęła — wręcz przeciwnie, zdawała się rozprzestrzeniać dalej. Być może wybuch smoczej czaszki rozsiał jej moc w głębi tych lasów.
Gdy dotarli do kasztelu, zauważyli nowo postawioną palisadę wykonaną z magicznego drewna, która mieniła się zielonkawą poświatą. Możliwe, że było to powiązane z wybuchem — czyżby moc smoczego zepsucia sięgnęła aż tutaj?
Zaraz po powrocie Hilda z Rabusiem ruszyła do karczmy, Elwira udała się do swojej komnaty, aby rozpocząć poszukiwania kultystów, a Ambraxas spotkał się z Jontkiem, by omówić wydarzenia ostatnich dni.
W karczmie Hilda, została zaczepiona przez poszukiwacza przygód, człowieka o imieniu Rodgierd. Nie szczędził jej obelg, twierdząc, że panoszy się i udaje wielką damę. Słyszał o jej sile i postanowił to sprawdzić, po czym rzucił się na nią z pięściami. Hilda zdołała uniknąć ciosu i odruchowo uderzyła go w brzuch, jednak drugi cios trafił ją prosto w twarz, powodując chwilowe zachwianie równowagi. Wtedy jej pies rzucił się na Rodgierda, przewracając go na ziemię.
Hobbitka, unikała zbędnych bójek, przemknęła więc pomiędzy gośćmi i ukryła się za beczką, podczas gdy karczma szybko zamieniła się w chaos. Rodgierd przewracając się, trącił stół i rozlał trunki, co wywołało bójkę. Poleciały krzesła, w tym jedno, które trafiło Rodgierda w twarz. Karczmarz Rupert natychmiast zwołał straże i wyprosił wszystkich gości. Hilda pozostała w karczmie i została ugoszczona jako członkini bractwa — ludzi, którzy odbudowali to miejsce. Straże wyniosły nieprzytomnego Rodgierda i wyrzuciły go do zagrody ze świniami.
Tymczasem Ambraxas zaabsorbowany był rozmową z Jontkiem. Przedstawił mu informacje o smoczym rytuale i kultystach. Jontek przekazał raport drakonowi o tajemniczych symbolach, które pojawiały się na ziemi, wyrytych na palisadach i murach Wilczych Łęgów oraz okolic kasztelu. Paladyn wyjaśnił, że to symbole kultu smoka, którymi mogą oznaczać swoje kolejne cele.
Gdy skończyli rozmowę, Ambraxas wyszedł przed kasztel, gdzie straże poinformowały go o rozróbach w karczmie. Natychmiast ruszył w stronę karczmy.
Wchodząc do środka zastał ją niemal pustą — jedynie Rupert stał za ladą, a Hilda posilała się przy barze. Karczmarz wręczył Ambraxasowi kufel. Paladyn zauważył siniaka na twarzy hobbitki i wysłuchał ich relacji. Drakon, nie ruszając swojego napitku, odwrócił się i wyszedł.
Przy drzwiach strażnicy skierowali go do Rodgierda, który leżał w zagrodzie ze świniami. Ambraxas podniósł pijanego człowieka jedną ręką i, za pomocą magii, oczyścił jego ciało z odurzenia alkoholowego. Nieświadomy mężczyzna próbował się tłumaczyć, lecz paladyn wiedział już wszystko, czego potrzebował. Nie zastanawiając się, uderzył go głową, dalej trzymając go w powietrzu. Jego twarde łuski złamały nos Rodgierda, który jęknął, a krew zaczęła spływać z twarzy. Ambraxas przemówił groźbą — to odwet za Hildę i ostrzeżenie, że jeśli powtórzy swoje zachowanie, spotka go znacznie gorszy los. Człowiek aż popuścił w portki ze strachu.
Po serii kolejnych gróźb Ambraxas pozwolił mu korzystać z gościny Wilczych Łęgów — lecz tym razem miał to robić z głową. Następnie uleczył go i puścił wolno. Sam wrócił do karczmy, usiadł i popijał napitek. W ramach zadośćuczynienia podarował Rupertowi pięć złotych monet i pouczył Hildę, że powinna godnie reprezentować swoje stanowisko i bractwo. Resztę wieczoru spędzili na rozmowach i wspólnym piciu, po czym udali się na spoczynek do swoich komnat.
Noc dla Ambraxasa była niespokojna. Jego sen był żywy i pełen znaków. Szedł ścieżką z piasku, który zdawał się szkłem. Wokół niego uderzały pioruny. Na końcu drogi stał wysoki tron zbudowany ze smoczych kości, przymocowany złotymi łańcuchami do filarów. Na tronie siedział drakon w koronie z dymu. Przed nim klęczał on sam i usłyszał słowa:
„Dwanaście łańcuchów trzyma bestię. Złam je i złam bestię. Niech zemsta cię prowadzi, lecz pamiętaj, granica między zemstą a ruiną jest cienka.”
Widzenie zniknęło, a wzrok Hoara — wpatrzony w niego intensywnie — objął jego duszę. Sen powoli się rozpłynął i Ambraxas się obudził.
Chwilę później ktoś zapukał do jego drzwi. To Jontek, który poinformował go o niezapowiedzianym gościu — przybyszu, na którego widok paladyn na pewno się nie ucieszy. Drakon ubrał się i udał z Jontkiem do biblioteki, gdzie czekał owiany tajemnicą gość.
Był to arcydiabeł – postać, którą spotkali już wcześniej. Twarz Jontka zdradzała brak zadowolenia. Diabeł przywitał się i od razu zapytał o Hildę, która jednak odmówiła spotkania się z nim. Po kilku grzecznościowych, lecz również aroganckich wymianach zdań, przeprosił, że nie przedstawił się wcześniej. Wyjawił swoje imię – Varikas. Podziękował Ambraxasowi za poświęcenie i pracę, oferując pomoc w zamian za przysługę, kiedy będzie jej potrzebował. Nie ujawnił jednak swoich prawdziwych intencji.
Przybliżył paladynowi historię pradawnego smoka Vartraxa, który przed wiekami władał pobliskimi krainami, lecz zniknął w tajemniczych okolicznościach. Miał być zwiastunem czegoś większego, jeśli powróci. Wspomniał o dwunastu miejscach, gdzie znajdują się fragmenty duszy Vartraxa, i zaoferował kamień zdolny uwięzić tę duszę — pod warunkiem zaakceptowania jego propozycji.
Ambraxas był rozdarty — widział powiązania między tą ofertą a swoim snem, ale nie mógł przełamać się, by wejść w konszachty z diabłem. Varikas dostrzegł brak zdecydowania i obiecał wrócić innego dnia po odpowiedź. Zapowiedział też innego gościa, który ma zjawić się w kasztelu następnego dnia, po czym zniknął.
Nie minęło wiele czasu, gdy do komnaty wpadła Elwira, wykrzykując: „Był tu diabeł!” — za nią zeszła również Hilda. Ambraxas opowiedział im, co zaszło i czego się dowiedział. Elwira nie okazała zaskoczenia na imię Varikasa — wręcz przeciwnie, brzmiała, jakby znała je z przeszłości. Rozpoczęli dyskusję o możliwych rozwiązaniach i konsekwencjach, starając się znaleźć sposób, by poradzić sobie z diabłem bez wchodzenia z nim w układy.
Po rozmowie wszyscy rozeszli się do swoich komnat. Ambraxas wyszedł na balkon kasztelu, rozsiadł się i prowadził wewnętrzny monolog z Hoarem — bogiem zemsty i sprawiedliwości. Prosił o znak i wskazówki, lecz bóg milczał. Paladyn czuł jednak, że jest słuchany. Siedział tak przez chwilę, aż sen zmorzył jego umysł i zasnął.
Obudziło go poruszenie przy bramie kasztelu. Zszedł na dół, by sprawdzić, co się dzieje. Zobaczył Elwirę kłócącą się z goblińskim szamanem. Przerwał kłótnię i zaprosił ich do środka. Elwira była wściekła i bez ostrzeżenia wystrzeliła magią, zabijając goblina, nie dając mu szans na wyjaśnienia. Ambraxas wpadł w szał, przypomniał jej, że jest w jego domu i na terenach bractwa nie wolno przelewać niewinnej krwi.
Paladyn ożywił szamana swoimi mocami i przeprosił z szacunkiem za to, co się stało. Goblin poproszony o powtórzenie informacji, zaczął tłumaczyć, że drewno dostarczone do Wilczych Łęgów zostało spaczone smoczą magią, z czego wcześniej nie zdawali sobie sprawy. Źródłem tego zepsucia miała być komnata drewnianego serca, położona gdzieś pod kasztelem.
Szaman ostrzegł, że ta moc powoduje ożywanie martwych drzew, a palisada przyciąga smoczych kultystów. Ambraxas podziękował za te informacje i odprowadził go na skraj lasów, przepraszając, że palisada może teraz zagrażać mieszkańcom Wilczych Łęgów. Szaman zapewnił, że jego zwiadowcy będą dalej patrolować okolice i ostrzegać w razie niebezpieczeństwa.
Paladyn stwierdził, że trzeba jak najszybciej odnaleźć wejście do komnaty drewnianego serca. Poprosił gajowego o rozłożenie palisady przez robotników, by wioska nie była celem kultystów. Hilda poszła z nim — może magiczne drzewo nada się na strzały.
Jontek otrzymał zadanie, by porozmawiać ze strażnikami i nakazać im zwiększyć patrole oraz uważnie sprawdzać każdego przybywającego na tereny bractwa.
Ambraxas rozpoczął poszukiwania wejścia do ukrytej komnaty, zaczynając od piwnic kasztelu i starej krypty. Nic jednak nie znalazł. Podejrzewał, że przejścia mogą znajdować się w jaskini szmuglerów, lecz była ona zbyt daleko.
Zdesperowany usiadł na schodach kasztelu, rozmyślając. Komnata musiała mieć setki, jeśli nie tysiące lat. Jeśli wejście jest tutaj musiało znajdować się w najstarszym miejscu lub budynku w kasztelu. Przypomniał sobie jak miejscowi wspomnieli, że fontanna istniała tu zanim wybudowano inne budynki.
Po dokładnych oględzinach fontanny drakon zauważył malutki relief z podobizną smoka. Dotknął go dłonią, a cegły magicznie ożyły, układając się w spiralne schody prowadzące pod ziemię.
Kompania zebrała się przy zejściu. Wiedzieli, że nie mają czasu do stracenia — spaczenie trzeba było zlikwidować natychmiast.
Ambraxas, Jontek oraz Hilda z Rabusiem zeszli w dół, zaś Elwira została na powierzchni, by ewentualnie wezwać drużynę za pomocą magii.
Trójka bohaterów powoli schodziła długimi spiralnymi schodami do prostokątnej komnaty. Na jej drugim końcu stały wrota ze smoczą podobizną. Hilda nie znalazła pułapek, a pomieszczenie wydawało się bezpieczne.
Ambraxas podszedł do wrót. Nie miały zawiasów, zamka ani klamki, lecz po dotknięciu ich dłonią wrota powoli osunęły się w dół, odsłaniając ogromną salę z podobnymi drzwiami na drugim końcu.
Wzdłuż bocznych ścian stały masywne posągi sześciu smoków — po trzy z każdej strony. U ich stóp leżały smocze szkielety, wyglądały niczym otwarte grobowce.
Gdy drakon wszedł do środka, posągi niespodziewanie wystrzeliły smoczym oddechem. Ambraxas zdołał odeprzeć tarczą pierwszą falę ataku, lecz wpadł w drugą pułapkę, ostatnia para posągów zraniła go swym oddechem.
Hilda i Jontek, ucząc się na błędach paladyna, przeszli za posągami, unikając pułapek.
Wrota zadziałały jak poprzednio i otworzyły pomieszczenie pełne regałów z książkami i pergaminami oraz kilkoma stołami, na końcu którego stały kolejne drzwi.
Przeszukali to pomieszczenie, szukając informacji o Vartraksie. Znaleźli eliksir czytania myśli i zwój ochrony przed smokami. Ambraxas odnalazł starą mapę z oznaczonymi dwunastoma punktami — jeden wskazywał Wilcze Łęgi, inny miejsce, gdzie przeszkodzili kultowi w rytuale. Musiała to być mapa fragmentów duszy Vartraxa, dzięki której nie będą już potrzebować Varikasa.
Ponadto Hilda natrafiła na zwój wykonany z czarnego pergaminu przypominającego łuskę czarnego smoka. Gdy spróbowała go otworzyć, została zaatakowana przez potężną magię — przypominającą oddech czarnego smoka — której nie była w stanie się oprzeć. Silny ból psychiczny zmusił ją do natychmiastowego zamknięcia zwoju. Podobny los spotkał Ambraxasa, gdy sam podjął próbę otwarcia. Ostatecznie bohaterowie postanowili zachować zwój i poszukać o nim więcej informacji po zakończeniu misji.
Po krótkim odpoczynku i opatrzeniu ran ruszyli dalej.
Kolejne drzwi otworzyły się na okrągłą komnatę, na środku której spoczywał sarkofag w kształcie leżącego smoka. 30 stóp nad nim unosiła się świetlista kula, przypominająca smocze oko — prawdopodobnie cząstka duszy Vartraxa, której szukali i źródło spaczenia.
Gdy weszli, z oka Vartraxa wystrzeliły promienie przypominające smoczy oddech. Drużyna rozbiegła się, by uniknąć ciosów, i rozpoczęła atak dystansowy.
Walka nie trwała długo, ale oko wyrządziło spore szkody. Gdyby Jontek nie rzucił czaru ochrony przed śmiercią na siebie i Hildę, wszyscy by zginęli.
Ambraxas w furii czterokrotnie trafił włócznią zemsty, aż oko pękło, powodując potężny wybuch, który powalił Rabusia i paladyna. Przed upadkiem usłyszał głos Hoara:
„Kolejny łańcuch złamany.”
Kleryk szybko podniósł i uleczył dowódcę, Ambraxas ożywił również Rabusia — ku wielkiej wdzięczności Hildy.
Odwracając się, zobaczyli, że na miejscu oka unosi się kryształ w kształcie ośmiościanu, zawieszony około pięć stóp nad ziemią.
Mieli kilka opcji: zniszczyć go, zabrać ze sobą lub oddać diabłu.
Ambraxas ukląkł przed kryształem i powoli zbliżył do niego dłoń. Zamknął uścisk dłoni i powiedział:
„Hoarze, panie zemsty i sprawiedliwości, przyjmij ten kryształ jako znak mojego oddania. Niech ta ofiara przypieczętuje moją przysięgę.”
Kryształ rozpadł się na migoczące złotem drobinki, wypalając swój kształt na dłoni drakona.
Ofiara Ambraxasa odblokowała w nim nowe zdolności magiczne. Hoar także okazał swoją łaskę, oznaczając Wilcze Łęgi i Kasztel Czterech Dębów swoją mocą.
Błogosławieństwo miało odstraszać nieumarłych i zapewniać ochronę mieszkańcom. Ponadto, każdy, kto przeleje niewinną krew na terenach wioski, zostanie obłożony przekleństwem Hoara.
Magiczna aura zmieniła także wygląd lokalizacji — spaczone drewno zostało oszyszczone, teraz promieniowało złotawą poświatą, a pęknięcia w murach kasztelu lśniły srebrnym światłem.