Drużyna wyruszyła na południe. Ambraxas, przewidując trudy podróży, przyzwał spektralnego jelenia, by Elwira — nieprzyzwyczajona do tak wymagających wypraw — mogła podróżować wygodniej. Bao Bei kroczył u boku Drakona, a Hilda tradycyjnie dosiadała Rabusia.
Z każdym krokiem krajobraz nabierał niepokojącego charakteru — las, który do tej pory otaczał ich bujną zielenią, zaczynał wyglądać na dotknięty chorobą. Spaczenie, jakby cicho sączące się z głębi puszczy, stawało się coraz bardziej widoczne. Dzięki swoim boskim zdolnościom, Drakon wyczuł trzy źródła nekrotycznej mocy — jedno w głębi lasu, dwa pozostałe unoszące się nad nimi w powietrzu. Istoty te mogły być smokami… lub czymś równie przerażającym.
Las zaczął się przerzedzać, aż w końcu oczom bohaterów ukazała się polana. Pośrodku niej wznosiło się sześć obsydianowych obelisków ułożonych w krąg, a wokół nich kroczyło sześciu kultystów wznoszących modły. Dwóch kolejnych znajdowało się pomiędzy nimi — jeden z nich trzymał księgę i bez wątpienia przewodził rytuałowi. Na ziemi, wewnątrz kręgu, leżał gigantyczny szkielet smoka — tak ogromny, że drużyna nigdy wcześniej nie widziała stworzenia podobnych rozmiarów.
Ciemna energia zaczęła pulsować w obeliskach, wędrując po nich niczym żyły, by ostatecznie spłynąć do ziemi i przeniknąć do smoczego szkieletu. Bohaterowie skryli się w cieniu drzew i rozmieszczeni wokół kręgu, czekali na odpowiedni moment do ataku. Na znak Hildy — przypominający śpiew ptaka — uderzyli jednocześnie. Elwira zasiała chaos, posyłając kulę ognia prosto między kultystów.
Walka rozpoczęła się gwałtownie, a drużyna od razu skupiła się na kultystach odpowiedzialnych za rytuał. Gdy tylko pierwsza krew została przelana, z nieba zstąpiły dwie wiwerny — to one były źródłem nekrotycznej energii wykrytej wcześniej. Bohaterowie byli zaskoczeni — ich atak nie przerwał rytuału. Kultyści, jak zahipnotyzowani, kontynuowali inkantacje, a gdy któryś z nich ginął, z jego ciała wyłaniała się cienista kopia, kontynuująca rytuał.
Wiwerny raz po raz nurkowały z nieba, zadając poważne obrażenia. Jedna z nich padła pod ciosami drużyny, ale wówczas Drakon poczuł coś niepokojącego — jedno, pojedyncze uderzenie serca dobiegające ze smoczego szkieletu. Zebrał całą swoją siłę i przewrócił jeden z obelisków do wnętrza kręgu. Ten runął na ducha kultysty, niszcząc go, a przy okazji uderzył również w smoczą czaszkę.
Bao Bei, atakowany przez drugą wiwernę, usiłował przewrócić kolejny obelisk, ale nie zdołał — ciosy z powietrza były zbyt uporczywe. Elwira wspierała z dystansu swoich towarzyszy, a Hilda metodycznie eliminowała kultystów, wykorzystując swoje umiejętności strzeleckie.
Ambraxas, zauważywszy, że zniszczenie obelisku przerywa jego udział w rytuale, próbował powtórzyć ten manewr. Jednak następny kamień ani drgnął — potrzebował pomocy. W tym samym momencie usłyszał kolejne, ciche uderzenia serca dobiegające z klatki piersiowej smoka. Cokolwiek planowali kultyści, działo się szybciej, niż ktokolwiek z drużyny mógł przypuszczać.
Drakon nie czekał dłużej. Podjął decyzję, by zniszczyć czaszkę smoka. Zbliżył się do szczątków, wspierając się mocą swego boga. Gotów do pierwszego ciosu, kątem oka dostrzegł w oddali zakapturzoną postać — miała na nadgarstkach złote bransolety. Mimo znacznej odległości, Ambraxas wyraźnie usłyszał jej szept: „Przemoc rodzi przemoc”.
W tej samej chwili ciało paladyna przeszyła boska energia. Poczuł się niezwyciężony. Moc Hoara prowadziła jego dłoń, wzmacniając każde uderzenie. Czaszka pękła pod pierwszym ciosem, a drugi spowodował boską eksplozję, która rozniosła się echem na kilometry. Zakapturzona postać zniknęła, a Drakon był przekonany, że to sam Hoar udzielił mu cząstki swojej mocy.
Eksplozja oszołomiła ostatnią wiwernę, co pozwoliło Bao i Hildzie szybko ją dobić. Gdy opadł kurz bitwy, boska energia opuściła ciało Drakona. Uklęknął w podzięce Hoarowi i ponownie przysiągł mu swoje oddanie. Następnie wstał i pomógł Bao Beiowi przewracać pozostałe obeliski.
Na miejscu walki drużyna znalazła kilkadziesiąt sztuk złota. Hilda natrafiła na eliksir mowy ze zwierzętami, księgę czarów zapisaną smoczym językiem oraz list o treści: „Dwa smoki zostały już wskrzeszone. Trzeba wskrzesić trzeciego. Gdy wszystkie wrócą do życia, spotkamy się na miejscu władzy.”
Elwira nalegała, by rytualna księga została zniszczona. Wspomniała, że jej pracodawca nie byłby zadowolony, gdyby stało się inaczej — wyglądało na to, że bracia Fiddletone nie są jedynymi, którym służy. Drakon zaufał jej i własnym smoczym oddechem unicestwił księgę.
Wycieńczeni walką, bohaterowie rozbili obóz nieopodal kręgu i spędzili tam noc, odzyskując siły przed dalszą podróżą.