Na południu Wybrzeża Mieczy, w miejscu, gdzie zielone doliny ustępowały surowym równinom, zebrała się czwórka najemników, każdy z innego świata i o odmiennych celach. Samuraj Lazarus, człowiek o stalowym spojrzeniu i wyćwiczonym ciele, krasnoludzka wojowniczka Eridred, twarda jak granit i przyzwyczajona do mroźnych gór, drowie diabłę Rhaziel, o oczach błyszczących w półmroku i rogatym profilu, oraz pół-elf czarodziej Latandera, Miliant Shevoldeshve, którego ciekawość i wiedza były równie wielkie co zręczność w rzucaniu zaklęć, spotkali się po raz pierwszy zaledwie przed chwilą. Nie znali się nawzajem, a mimo to zgodnie przyjęli zlecenie eskorty karawany kupieckiej, która zmierzała z Wrót Baldura na południowe terytoria państwa Calimshan. Każdy z nich opuścił Wybrzeże Mieczy w poszukiwaniu własnego celu: Lazarus szukał sławy i testu dla swego mistrzostwa w sztuce walki, Eridred chciała zdobyć zarówno doświadczenie, jak i bogactwo, Rhaziel kierował się chęcią zysku i przygody, a Miliant – pragnieniem wiedzy i kontaktu z nowymi wierzeniami.
Karawana, powolna i dostojna, przewoziła bogactwa północy: zegary, kolorowe szkła i inne rzemieślnicze wytwory, którymi północ słynęła. Początkowo podróż wiodła przez żyzne doliny i zielone lasy Wybrzeża Mieczy, jednak wraz z każdym krokiem krajobraz się zmieniał. Najpierw rozciągały się jałowe równiny, a potem, jakby niepostrzeżenie, pojawiło się morze piasku – bezkresna pustynia, w której słońce nie znało litości, a wiatr przynosił tylko gorąco i suchy pył. Szelest ziaren, przesypujących się w nieskończonym rytmie, nigdy nie ustawał, nie pozwalając podróżnym zasnąć ani na moment.
Calimshan jawił się jako kraina wiecznego słońca, złota, niewolnictwa i sekretów. Każdy cień mógł skrywać wroga, a każde spojrzenie zagrażało życiu. W oddali, niczym miraże, wyrastały miasta – ich minarety i kopuły lśniły w ostrym blasku słońca, a ulice wypełniał zapach przypraw, kadzideł i egzotycznych win. Pod fasadą bogactwa i przepychu czaiło się coś więcej: szepty imperiów, legendy o królach-dżinach, opowieści o istotach nieśmiertelnych, których obecność w tym świecie była równie realna, co nieuchwytna.
Dni spędzali na pilnowaniu karawany, w milczeniu i nieufności. Nikt się nie spoufalał; każdy skupiał się na własnych obowiązkach. Słońce paliło ich nieustannie, a błękit nieba wydawał się bezkresny, przygniatając wzrok i ograniczając percepcję. Morze piasku rozciągało się wokół, wydmy wznosiły się i opadały jak zastygłe fale. Każdy krok wciągał drobiny gorącego pyłu do butów, a horyzont falował, jakby pod stopami był wodą. Karawana posuwała się powoli; wielbłądy stawiały ciężkie, powolne kroki, wozy skrzypiały pod naporem ładunku.
Przewodnicy karawany, Harun Al-Farid i Jalil Ibn-Tahir, zdawali się panować nad sytuacją. Starszy siwy kupiec Harun, wzdęty w zdobionym kaftanie, pachnący przyprawami i mirrą, pamiętał lepsze czasy, lecz jego oczy wciąż błyszczały doświadczeniem. Jalil, woźnica o skórze ciemnej jak heban i potężnej budowie, ubrany w lniany kaftan, zdawał się rosnąć w siłę w samym środku pustynnego skwaru. Zaoferowali wszystkim najemnikom turbany, które mogły chronić ich przed żarem słońca, lecz bohaterowie odmówili, niechętni do udawania zgody i podległości.
Kilka tygodni mijało, a drużyna wciąż nie nawiązała więzi między sobą – każdy pozostawał ostrożny, skupiony jedynie na wykonaniu zadania i dotarciu do celu. Harun, chętny do rozmów, opowiadał Rhazielowi historie o dawnych wojnach dżinów i efretów, o ruinach zakopanych w piaskach, które miały skrywać zarówno bogactwa, jak i koszmary. Według jego słów, cały kraj powstał na kopalniach złota. Oczy drowa zabłysły przy tej wzmiance, podobnie jak Eridred, która skrycie słuchała z boku. Tymczasem Lazarus, obserwując rozmowę, czuł narastające obrzydzenie – dla większości wszystko sprowadzało się jedynie do zysku. Harun przestrzegał również, że każde bogactwo ukryte pod piaskami może być przeklęte albo bronione przez coś prastarego. Miliant, zainteresowany religią i wierzeniami, dowiedział się, że jego bóstwo, Latander, ma tu swoje świątynie, co napawało go ciekawością i poczuciem odpowiedzialności.
Karawana powoli zbliżała się do celu, dzieliły ich od niego zaledwie dwa dni podróży, a dotychczasowe etapy odbyły się bez większych przeszkód. Każdy dzień w pustynnym żarze i bezkresie uczył ich wytrwałości, nieufności wobec siebie nawzajem i pokory wobec tej bezlitosnej krainy.
Dotychczas podróż mijała bez większych problemów, jednak wkrótce Jalil zauważył, że wiatr zmienił kierunek. Najpierw był to delikatny powiew, niosący ze sobą drobinki piasku uderzające w policzki podróżnych, lecz wkrótce podmuchy stawały się coraz gwałtowniejsze, a powietrze gęste i niepokojące. Woźnica splunął w piach i oznajmił, że zbliża się burza. W oddali powoli wyłaniała się ciemna, niemal pionowa ściana piasku, unosząca się ku niebu i przesuwająca w ich kierunku niczym żywa, groźna fala.
Lazarus i Rhaziel wyszli na przód karawany, by ocenić teren i znaleźć bezpieczne miejsce na rozbicie obozu. Samuraj wypatrzył niewielką formację skalną, która mogłaby posłużyć jako naturalne schronienie, umożliwiając rozstawienie namiotów między skałami. Jednak, aby tam dotrzeć, należało zejść z wydmy. Gdy poinformowali o tym kupca, ten uśmiechnął się lekko i stwierdził, że nie powinno to stanowić problemu. Wyciągnął zza pazuchy lunetę, dokładnie zbadał wskazane miejsce i ostrzegł zwiadowców, że po burzy krajobraz może wyglądać zupełnie inaczej.
Udało im się dotrzeć na miejsce. Podczas gdy burza piaskowa szalała nad ich głowami, drużyna rozkładała obóz niemal w ciemnościach, a widoczność spadła do zera. Namiot był ogromny – wystarczająco przestronny, aby zmieścić w środku nawet wielbłądy. Rozpalili ogień, rozłożyli dywany wokół płomieni i wygodnie się rozsiadli, częstując się winem, które przyniósł Harun. Miliant zajął się leczeniem towarzyszy, którzy ulegli drobnym ranom podczas szalejącej burzy. Kiedy wszystko zostało uporządkowane, drużyna udała się na spoczynek, choć wiatr nieustannie targał namiotem przez całą noc.
Pierwszą wartę przejął Rhaziel. Stał z wielbłądami, dokarmiając je, i wydawało się, że zwierzęta darzyły go zaufaniem. Spojrzał na burzę, która otaczała ruiny, przy których się zatrzymali – zdradliwie groźna, a zarazem piękna w swojej niszczycielskiej sile. Przez krótką chwilę wydawało mu się, że słyszy głos dobiegający zza nawałnicy. Niezależnie od kierunku, z którego patrzył, dźwięk zawsze dochodził z jego lewej strony. Wychylił się przez wejście namiotu, cicho zagwizdał do kompanów i relacjonował im sytuację. Harun ostrzegł go, że wielu poszukiwaczy słyszy takie głosy podczas pustynnych burz i najważniejsze jest, by nie podążać za nimi – ci, którzy to robili, nigdy nie wracali z pustyni. Drow przyjął te słowa do serca i zachował czujność.
Następna była Eridred, jednak jej warta przebiegła bez przygód. Gdy przyszła kolej Lazarusa, okazało się, że samuraj jest mocno upojony alkoholem i zatacza się lekko, wychodząc na zewnątrz. Nagle usłyszał głos, tym razem dobywający się z wnętrza jego własnej głowy. Odwrócił się w kierunku burzy i dostrzegł zarys kobiety patrzącej na niego. Wrócił do obozu i rozpoczął medytację, lecz w ułamku chwili stracił równowagę i puścił pawia – na szczęście zdążył zdjąć drewnianą maskę. Wtedy zrozumiał, że dziwne odczucia i głos były efektem alkoholu spożytego przed snem.
Warta Milianta minęła spokojnie. Kiedy nadszedł świt, burza powoli ustępowała, a światło dnia przebijało się przez pył unoszący się nad obozem. Podążając za radą Haruna, bohaterowie wyszli poza namiot i zobaczyli, że krajobraz całkowicie się zmienił. Wielka wydma, z której zeszli poprzedniego dnia, zniknęła, a przed nimi rozpościerała się rozległa dolina z olbrzymimi, falującymi wydmami. Rhaziel zapytał kupca, czy te zmiany utrudnią dalszą podróż, na co Harun odpowiedział, pokazując magiczny kryształ. Wskazywał on lokalizację drugiego, bliźniaczego kryształu, znajdującego się w miejscu, do którego zmierzali.
Drużyna złożyła namiot, przygotowując się do dalszej podróży, świadoma, że pustynia, choć piękna, jest nieprzewidywalna i potrafi zmieniać świat w jednej nocy.
Gdy Rhaziel rozwijał rozmowę z Harunem, ziemia pod ich stopami nagle zadrżała i rozstąpiła się, wyrzucając coś w ich kierunku – ogromnego skorpiona. Drow zdążył odskoczyć w ostatniej chwili, lecz potwór pochwycił kupca razem z magicznym urządzeniem, które ten pokazywał łotrzykowi. Skorpion wraz z kupcem zniknął pod piaskiem, nie pozostawiając żadnych śladów.
Drużyna natychmiast zerwała się na równe nogi, wyciągając broń. W tym samym momencie z ziemi wyskoczył drugi, jeszcze większy skorpion, wciągając jeden z wozów razem z wielbłądem pod taflę piasku. Drugi wielbłąd, spłoszony, zaczął uciekać; Rhaziel zagwizdał, a zwierzę powróciło. Drow wskoczył na pozostałości po jakimś budynku, naciągnął łuk i przygotował strzałę, czekając na kolejny atak bestii.
Lazarus ustawił się w pozycji bojowej, gotowy do walki, a pół-elf Miliant wspiął się na bliskie skały, by mieć lepszą perspektywę. Eridred, nie tracąc czasu, ruszyła w kierunku skał, wyciągnęła haki wspinaczkowe i zawisła kilka metrów nad ziemią, po czym dobyła swoje topory, gotowa do ciśnięcia nimi w potwora.
Skorpion ponownie wyskoczył, celując w Lazarusa. Samuraj zręcznie uniknął ataku i przyzwał duchy ze swojego miecza, dwukrotnie godząc magicznym ostrzem. Klinga błyszczała w słońcu, uniemożliwiając widoczność, a w powietrzu rozprysła się zielona posoka skorpiona. W tym momencie Rhaziel wypuścił strzałę w odwłok bestii, która zaskwierczała i wydała piskliwy dźwięk. Krasnoludka zamachnęła się potężnie i cisnęła toporem, który wbił się w ciało potwora, zatrzymując się między płytami pancerza. Miliant wypuścił ognisty pocisk, lecz chybił celu. Woźnica ukrył się za Lazarem.
Skorpion skoncentrował swój atak na Lazarusie, chwytając go szczypcami. Wojownik nie pozostał bierny – wbił miecz w głowę bestii, przekręcając ostrze i odcinając jej głowę, uwalniając się z uścisku. W tym samym czasie większy skorpion wyskoczył z ziemi, przelatując nad Miliantem, który z trudem uniknął ciosu. Bestia wylądowała za Lazarusem, podniosła ogon i machnęła nim, atakując wszystkich.
Rhaziel skoczył na skorpiona z ruin, wykonując kilka obrotów i zatapiając krótki miecz w ciele bestii. Eridred odpięła się od skał, spadła na ziemię i zaszarżowała ze swoim dwuręcznym toporem, odcinając jedną z kończyn potwora. Miliant ponownie użył magii, tym razem skutecznie, trafiając skorpiona ognistym pociskiem. Miecz Lazarusa rozbłysł światłem i ugodził bestię, która próbowała zaatakować ogonem – tym razem chybiła, a następnie próbowała uderzyć w Rhaziela. Samuraj przechwycił atak swoim mieczem, a Drow odskoczył po wykonanym ciosie.
Eridred dwukrotnie cięła skorpiona, który zaczął wydawać przeraźliwe piski. Miliant uleczył Rhaziela i ponownie wystrzelił ognisty pocisk, trafiając w potwora, aż ten się zachwiał. Lazarus jednym potężnym cięciem zakończył żywot ogromnej bestii, odcinając jej szczypce. Pył walki opadł – wszyscy wojownicy byli pokryci krwią i piachem. Woźnica wyszedł z ukrycia i z westchnieniem usiadł przy pozostałym wozie. Rhazielowi udało się odzyskać gruczoły jadowe skorpiona – dwie fiolki cennego jadu.
Drużyna zmuszona była do krótkiego odpoczynku, opatrując rany poniesione w walce, świadoma, że pustynia nie wybacza chwili nieuwagi.
Wszyscy zaczęli rozglądać się po okolicy – skałach i ruinach, które odkryła Eridred. Krasnoludka zauważyła, że gdzieniegdzie widniały nikłe napisy, zatarte ząbem czasu. Były jej znajome; przypomniała sobie lektury o pradawnym królestwie Chalima i opisanych tam symbolach. Niestety nikt w drużynie nie znał tego języka.
Rhaziel dokładnie przebadał teren, upewniając się, że w okolicy nie ma żadnego zejścia do podziemi ani sposobu na ratunek Haruna – biedak zginął w męczarniach, w leżu skorpionów. Przeszukując okolice kątem oka, drow dostrzegł postać obserwującą go z szczytów skalnych. Starał się nie spłoszyć nieznanej osoby – udawał, że jej nie widzi, po czym ukradkiem złapał łuk i szybko wycelował w tamtym kierunku. Jednak nikogo już tam nie było. Poinformował towarzyszy, że cokolwiek tu było, dawno zostało pochłonięte przez piach. Dodał również, że czuł dziwne uczucie bycia obserwowanym.
Lazarus stwierdził, że to nie pierwszy raz, gdy ktoś ich obserwował na pustyni. Woźnica Jalil wtrącił, że musi to być prastare „kłamstwo pustyni”. Ludzie opowiadają, że wśród piasków mieszka kobieta piękniejsza niż zachód słońca nad morzem Calim, o oczach lśniących jak klejnoty i włosach miękkich jak aksamit. Karawany, które ją spotykają, często nie docierają do celu, a starcy w karczmach o tym szepczą. Lazarus dodał, że sam widział tajemniczą kobietę podczas burzy. Jalil był przerażony. Drow wskazał także kierunek, w którym magiczny kryształ Haruna wskazywał cel podróży. Woźnica potwierdził jego słowa. Po krótkim odpoczynku i opatrzeniu ran karawana ruszyła w kierunku posterunku handlowego. Teraz byli z tym towarem sami – Harun nie miał żadnych współpracowników, więc mogli jedynie sprzedać przewożone dobra i podzielić się zyskiem między sobą.
Słońce prażyło bezlitośnie, przypominając bohaterom, dlaczego nie przepadają za tą krainą. Rhaziel rozglądał się nieustannie, obawiając się, że „kłamstwo pustyni” będzie podążało ich tropem, lecz niczego nie dostrzegł. Podróżowali po wydmach, a krajobraz wydawał się monotonny i nieprzerwanie pustynny. W nocy temperatura spadała zaskakująco nisko, ale drużyna była przyzwyczajona do takich warunków, szczególnie Eridred, która sprawiała wrażenie odżywającej pod osłoną ciemności.
Po dwóch dniach podróży coś zaczęło majaczyć na horyzoncie. Początkowo wydawało się, że to fatamorgana – kolejna sztuczka pustyni – ale zabudowania powoli zaczęły wyłaniać się spośród wydm. Gdy się zbliżali, dostrzegli małe miasteczko. Droga do niego zajęła im godzinę. W miasteczku natrafili na sporo namiotów i kolorowych budynków, a powietrze wypełniał aromatyczny zapach kadzidła.
Woźnica oświadczył, że nie są jeszcze na miejscu i że zapłatę otrzymają dopiero, gdy towar zostanie sprzedany. Podróżni, pochłonięci rozmową, nagle dostrzegli na wydmie kłąb dymu. Wytężając wzrok, zauważyli trzech jeźdźców kierujących się w ich stronę – wyglądali złowrogo.
Lazarus stanął w pozycji bojowej, gotowy do wyciągnięcia katany. Reszta drużyny ustawiła się za nim, jedynie Rhaziel odsunął się i ukrył za skrzyniami ustawionymi za bramą, by pozostawać niezauważonym. Jeźdźcy zbliżali się powoli; byli wychudzeni, a ich piaskowe wierzchowce sunęły po wydmach niczym cienie. Twarze mieli zasłonięte chustami, ale gdy zbliżyli się na tyle, by dostrzec oczy, te połyskiwały jak ostre szkło w słońcu – zimne, rozdartym spojrzeniem. Kroczący na czele herszt podniósł rękę i groźnie oznajmił, że oddadzą kosztowności, a w zamian pozwolą im przeżyć.
Pół-elf Miliant użył magii, by przestraszyć przybyszów. Na ich twarzach pojawiło się przerażenie, zmęczenie i niechęć, jednak jeźdźcy ponownie powtórzyli żądanie wydania wozu. Wyglądali, jakby byli pod wpływem jakiegoś uroku.
Rhaziel wykorzystał swoje umiejętności maskując się w piaskach, podkradł się do jeźdźców od tyłu. Trzykrotnie wyłaniał się z piachu, po kolei wyciągając przymocowaną do siodła broń każdego z nich i zakopując ją w ziemi. Gdy stanął za nimi, jego oczy zapłonęły żywym ogniem, a drow zsunął kaptur, odsłaniając rogi. Zapytał spokojnie, czym zamierzają im wyrządzić krzywdę. Jeźdźcy wydawali się śmiertelnie przerażeni, lecz mimo to zeszli z koni i rzucili się na podróżników.
Lazarus ostrzegł towarzyszy, że nie robią tego z własnej woli, i kazał ich oszczędzić, jeśli tylko będzie to możliwe. Herszt wykrzywił się nienaturalnie, wycelował palcem w Rhaziela i wystrzelił w jego stronę zaklęcie pętające, lecz drow zdołał je odeprzeć. Bandyci rzucili się do ataku.
Lazarus ogłuszył jednego z nich, a Miliant przypadkowo posłał herszta na ziemię przy użyciu magii. Trzeci agresor ruszył na Eridred, lecz Rhaziel pochwycił go od tyłu i przyłożył miecz do jego gardła. Żądając informacji o tym, kim są, po co im wóz i kto ich przysłał, zmusił bandytę do współpracy. Zaciśnięty zębami wyrzekł jedno słowo: „Pomóżcie”, po czym wcisnął Rhazielowi do kieszeni zawiniątko. W następnej chwili położył cały ciężar ciała na ostrzu drowa, przerywając własne życie.
Rhaziel, niedowierzający, ze świeżą krwią jeźdźca na rękach, starł ją o czarny płaszcz i sięgnął po zawiniątko. W środku znalazł kawałek pergaminu z niedokładnie narysowaną mapą. Pytał woźnicę o jej znaczenie – okazało się, że wskazuje miasto, do którego zmierzają, i ścieżkę do nieznanego im miejsca. Lazarus spętał ogłuszonego bandytę i wrzucił go na wóz.
Na horyzoncie pojawił się kolejny kłąb dymu. Rhaziel znów ukrył się w piasku. Tym razem jeźdźców było więcej i nie byli to zwykli bandyci, lecz konni strażnicy. Reszta drużyny stanęła i czekała, obserwując nadjeżdżających ludzi. Metalowe napierśniki połyskiwały w słońcu jak nagrzane lustra.
Na czele jechała kobieta o ostrych rysach, krótkich czarnych włosach i pewnym spojrzeniu. Zsiadła z konia, prostując się dumnie, i przedstawiła jako Amira – dowódczyni straży. Poinformowała podróżników, że pozbyli się problemu, który nękał ich miasto. Lazarus uświadomił ją, że nie są to zwykli bandyci, lecz ludzie pod wpływem uroku, i pokazał jej oszczędzonego jeźdźca. Amira zaprosiła drużynę do miasta, by spokojnie omówić sprawę na posterunku.
Rhaziel wyłonił się niepostrzeżenie zza strażników, a Amira, przestraszona, podskoczyła w siodle, chwytając broń. Drużyna wyjaśniła, że drow pełni rolę zwiadowcy, po czym ruszyli w kierunku miasta.
Miasto nie różniło się od innych w tej krainie – kamienne domy, porozwieszane parawany, mocne zapachy przypraw i kadzideł wypełniały powietrze. Wokół tętniły bazary z wszelkiej maści tkaninami i towarami, a unoszący się aromat jedzenia nadawał miejscu wyjątkowo barwny charakter.
Amira poprowadziła drużynę do budynku znajdującego się przy placu. Był nieco większy niż pozostałe i wyraźnie lepiej utrzymany. Gdy zapytano ją o kapłana, który mógłby zdjąć urok z bandyty, skierowała ich do świątyni Latandera, zaznaczając, że sami muszą sprowadzić kapłana do aresztu.
Wewnątrz budynku znajdowało się jedno pomieszczenie zamiast osobnych cel, a więźniowie byli zakuci w dziwne, unieruchamiające ich ciała kajdany. Bandyta został zakuty i usadzony wśród pozostałych więźniów.
Amira przybliżyła Miliantowi problem, mówiąc, że najprawdopodobniej mają do czynienia z urokami lub nawet opętaniem. Samuraj i czarodziej udali się do świątyni, natomiast Rhaziel i Eridred pozostali w areszcie, pilnując więźnia, by nic złego mu się nie stało.
Drzwi do świątyni były otwarte, a kapłan stał przed ołtarzem, w oknie nad nim widniały symbole Latandera. Poproszony przez Milianta starzec odmówił osobistej wizyty w więzieniu, ale obiecał wysłać jednego ze swoich uczniów do pomocy. Drużyna wróciła do aresztu i dokładnie przebadała bandytę. Rhaziel stwierdził, że ktoś patrzy na nich oczami więźnia przy użyciu magii – energia magiczna dochodziła z wnętrza jego głowy. Pół-elf potwierdził obecność tego zaklęcia.
Postanowili zająć się problemem bandytów. Drow ponownie przeanalizował mapę, odczytując zaznaczone miejsca. Ścieżka prowadziła do miejsca oznaczonego krzyżykiem. Miał przeczucie, że inni podążali tą drogą i padli ofiarą kłamstwa pustyni.
Drużyna udała się do dowódcy straży, a Eridred nadal pilnowała więźnia. Amira nie ujawniała od razu wszystkich informacji, co wzbudziło w Rhazielu podejrzenia, że coś ukrywa. Po chwili drowowi udało się ją przekonać. Wtedy Amira zdradziła wszystko, co wiedziała: miejsce kryjówki bandytów znajdowało się w ruinach prowadzących do sieci jaskiń. Pokazała im również punkt na mapie, który odpowiadał temu, co widziała na mapie bandytów. Dodała też, że za załatwienie sprawy przewidziana jest nagroda i postanowiła dołączyć do drużyny.
Czekając na kapłana, Rhaziel udał się na bazar w poszukiwaniu mikstur leczniczych. Łatwo znalazł odpowiednie stoisko, zapłacił za towar, lecz wykorzystując nieuwagę sprzedawcy, udało mu się podstępem zdobyć dodatkowo dziewięć mikstur, zwój ze ścianą ognia oraz małą, dziwną drewnianą klatkę. Wewnątrz klatki znajdował się maleńki robaczek z cylindrem na głowie – Sir Robaczek.
Drow od razu wyjął istotę i zaczął nosić ją w rękach. Robaczek poruszał się swobodnie po ciele Rhaziela, czując się zupełnie jak u siebie. Niepilnowany zaczął nawet przenosić ziemię do kieszeni łotrzyka, co wywołało u niego lekki uśmiech.
Powróciwszy do więzienia, Rhaziel przedstawił towarzyszom Pana Robaczka i podzielił się z nimi miksturami leczniczymi. Wkrótce przybył kapłan. Badając bandytę stwierdził, że nie jest to zwykłe opętanie. Odprawił rytuał, lecz nie przyniósł on skutku. Mówił, że dusza tego osobnika należy już do kogoś innego i możliwe, że tylko zniszczenie źródła magii uwolni go od uroku.
Drużyna postanowiła ruszyć na kryjówkę bandytów, a towarzyszyła im Amira, która prowadziła grupę. Podążając przez pustynię, po pewnym czasie natrafili na wielką kamienną płytę podobną do tej widocznej na mapie bandytów. Była przykryta piaskiem do połowy, a wszelkie napisy dawno zostały starte przez czas i burze piaskowe. Chwilę później dotarli do czarnego obelisku, również zaznaczonego na mapie.
Obelisk, pozostałość po dawnych wojnach efretów, pokryty był runami i wypolerowany przez wieczne burze piaskowe. W świetle słońca zdawał się pulsować. Opowieści wędrowców głosiły, że kto dotknie jego powierzchni, usłyszy szepty piasków – czasem prorocze, czasem szalone. Kapłani ostrzegali, że obelisk to brama, przez którą duchy pustyni obserwują świat. Rhaziel pokazał obelisk Sir Robaczkowi, który patrzył z niedowierzaniem, nigdy wcześniej nie widząc czegoś podobnego.
Przy obelisku drow znalazł wystający zwitek papieru z dziwnym słowem powtórzonym trzykrotnie. Nikt z drużyny nie potrafił go odczytać. Rhaziel włożył pergamin do torby i ruszyli dalej.
Gdy zbliżali się do celu, Rhaziel wyprzedził resztę, by przebadać teren. Zakradł się do wejścia jaskini, przed którą wbite były pochodnie oświetlające okolice, a jeden strażnik pilnował zejścia do podziemi. Drow, ukrywając się za skałami, podszedł do niego od tyłu i jednym pchnięciem miecza pozbawił go życia. Zanim zwłoki opadły, złapał je, zaciągnął za skałę, ukrywając przed wzrokiem innych, a ślady ciągnięcia starannie zatarł. Powrócił do towarzyszy, informując ich o wszystkim.
Weszli do jaskini i powoli zeszli w dół. Ciężkie zbroje niektórych wojowników utrudniały im zakradanie się, więc Rhaziel oznajmił, że jeśli usłyszą jego sygnał, mogą szykować się do ataku. Idąc głębiej, usłyszeli głos mówiący: „Nie musicie się skradać, chodźcie do światła, porozmawiajmy”. Poszli za nim.
W kamiennej komnacie, wypełnionej złotem, klejnotami i innymi skarbami, stała kobieta. Jej skóra była złocista jak pustynny piasek, oczy bursztynowe, ruchy płynne, niemal hipnotyczne, a głos dźwięczny. Powitała ich – to było Kłamstwo Pustyni. Przedstawiła się jako Selise i potwierdziła, że to ona rzucała urok na ludzi rabujących karawany, ponieważ, jak mówiła, „lubi błyskotki”.
Rhaziel podszedł do niej z rękami złożonymi za plecami, obserwując ją uważnie. W tym momencie Amira wysunęła się z szeregu i uklękła przed Selise, mówiąc: „Przyprowadziłam ich do Ciebie tak, jak kazałaś”. Towarzysze byli oburzeni.
Kłamstwo Pustyni miało jednak propozycję – chciała, by przyłączyli się do niej i razem pławili się w luksusach. Twierdziła, że przydaliby się jej tacy wojownicy. W tej samej chwili Rhaziel, stojąc za plecami Selise, kliknął językiem dwa razy jako znak ataku i pchnął ją dwoma mieczami, podczas gdy Lazarus natychmiast zaszarżował do frontalnego starcia.
Powróciwszy do więzienia, Rhaziel przedstawił towarzyszom Sir Robaczka i podzielił się z nimi miksturami leczniczymi. Wkrótce przybył kapłan. Badając bandytę stwierdził, że nie jest to zwykłe opętanie. Odprawił rytuał, lecz nie przyniósł on skutku. Mówił, że dusza tego osobnika należy już do kogoś innego i możliwe, że tylko zniszczenie źródła magii uwolni go od uroku.
Drużyna postanowiła ruszyć na kryjówkę bandytów, towarzyszyła im Amira, która prowadziła grupę. Podążając przez pustynię, po pewnym czasie natrafili na wielką kamienną płytę podobną do tej widocznej na mapie bandytów. Była przykryta piaskiem do połowy, a wszelkie napisy dawno zostały starte przez czas i burze piaskowe. Chwilę później dotarli do czarnego obelisku, również zaznaczonego na mapie.
Obelisk, pozostałość po dawnych wojnach efretów, pokryty był runami i wypolerowany przez wieczne burze piaskowe. W świetle słońca zdawał się pulsować. Opowieści wędrowców głosiły, że kto dotknie jego powierzchni, usłyszy szepty piasków – czasem prorocze, czasem szalone. Kapłani ostrzegali, że obelisk to brama, przez którą duchy pustyni obserwują świat. Rhaziel pokazał obelisk Sir Robaczkowi, który patrzył z niedowierzaniem, nigdy wcześniej nie widząc czegoś podobnego.
Przy obelisku drow znalazł wystający zwitek papieru z dziwnym słowem powtórzonym trzykrotnie. Nikt z drużyny nie potrafił go odczytać. Rhaziel włożył pergamin do torby i ruszyli dalej.
Gdy zbliżali się do celu, Rhaziel wyprzedził resztę, by przebadać teren. Zakradł się do wejścia jaskini, przed którą wbite były pochodnie oświetlające okolice, a jeden strażnik pilnował zejścia do podziemi. Drow, ukrywając się za skałami, podszedł do niego od tyłu i jednym pchnięciem miecza pozbawił go życia. Zanim zwłoki opadły, złapał je, zaciągnął za skałę, ukrywając przed wzrokiem innych, a ślady ciągnięcia starannie zatarł. Powrócił do towarzyszy, informując ich o wszystkim.
Weszli do jaskini i powoli zeszli w dół. Ciężkie zbroje niektórych wojowników utrudniały im zakradanie się, więc Rhaziel oznajmił, że jeśli usłyszą jego sygnał, mogą szykować się do ataku. Idąc głębiej, usłyszeli głos mówiący: „Nie musicie się skradać, chodźcie do światła, porozmawiajmy”. Poszli za nim.
W kamiennej komnacie, wypełnionej złotem, klejnotami i innymi skarbami, stała kobieta. Jej skóra była złocista jak pustynny piasek, oczy bursztynowe, ruchy płynne, niemal hipnotyczne, a głos dźwięczny. Powitała ich – to było Kłamstwo Pustyni. Przedstawiła się jako Selise i potwierdziła, że to ona rzucała urok na ludzi rabujących karawany, ponieważ, jak mówiła, „lubi błyskotki”.
Rhaziel podszedł do niej z rękami złożonymi za plecami, obserwując ją uważnie. W tym momencie Amira wysunęła się z szeregu i uklękła przed Selise, mówiąc: „Przyprowadziłam ich do Ciebie tak, jak kazałaś”. Towarzysze byli oburzeni.
Kłamstwo Pustyni miało jednak propozycję – chciała, by przyłączyli się do niej i razem pławili się w luksusach. Twierdziła, że przydaliby się jej tacy wojownicy. W tej samej chwili Rhaziel, stojąc za plecami Selise, kliknął językiem dwa razy jako znak ataku i pchnął ją dwoma mieczami, podczas gdy Lazarus natychmiast zaszarżował do frontalnego starcia.
Gdy tylko broń wojowników dotknęła Selise, ostrza przeszły przez nią jak przez mgłę. To, co widzieli wcześniej, okazało się jedynie iluzją – stopniowo zaczęła znikać, odsłaniając prawdziwą bestię. Przed nimi stanęła lamia – magiczna istota o ciele lwicy i torsie młodej kobiety. W tym samym czasie z korytarza nadbiegli bandyci, jednak nie atakowali; zatrzymali się przy wejściu do komnaty, blokując przejście.
Selise, używając magii, stworzyła swe lustrzane odbicie, mające zmylić przeciwników. Wycelowała palcem w Lazarusa i nakazała mu zaatakować Milianta. Samuraj, opierając się woli zaklęcia, poczuł okropny ból w głowie. Widząc to, Rhaziel zdecydował się odpłacić dowódcy straży za zdradę, godząc ją swym mieczem. Ledwo przeżyła cios, drow odskoczył dla ostrożności.
Lazarus ruszył na lamię, lecz jego miecz przeszedł przez nią jak powietrze – wybuchła lustrzana kopia, odsłaniając prawdziwą bestię. Natychmiast drugim cięciem samuraj zaatakował właściwą wersję Selise. Eridred zrobiła kilka kroków naprzód i potężnym zamachem topora uderzyła Amirę, odcinając jej głowę. Miliant uleczył Lazarusa i pobłogosławił drużynę.
Lamia odpowiedziała magią, rzucając na samuraja klątwę osłabiającą odporność psychiczną i zmuszając go do zadania sobie rany własną bronią. Nie mogąc oprzeć się zaklęciu, Lazarus zranił się, a lamia zaatakowała go przednimi łapami, powalając na ziemię. Rhaziel, obserwując przebieg walki, zanurkował ku bestii, stanął za nią i dzięki mocy diabelskiej krwi rozgrzał swoje ostrze do czerwoności. Ugodził potwora ognistym mieczem. Płomienie piekieł otoczyły ciało drowa, raniąc każdego, kto próbowałby go zaatakować.
Eridred ruszyła na lamię, tnąc ją wielokrotnie, podczas gdy Miliant uleczył samuraja, który wstał i powrócił do walki. Bestia skupiła się na krasnoludce, dwoma ciosami powalając ją na ziemię. Rhaziel kontynuował ataki od tyłu, podczas gdy Lazarus użył rozbłyskującego miecza, trafiając przeciwnika. Miliant ponownie uleczył towarzyszy i Eridred wróciła do boju.
Lamia znów próbowała zmusić samuraja do ataku na czarodzieja, a gdy ten chybił, rzuciła się na Milianta. Kazała Lazarusowi dobić czarodzieja, lecz cios był zbyt słaby, by go zabić. Rhaziel wciąż atakował od tyłu, a mocny cios Eridred zmusił lamię do podtrzymywania jednej łapy w powietrzu. Miliant uleczył drużynę, podczas gdy lamia ponownie powaliła samuraja dwoma uderzeniami łap.
Nie zauważyła nadciągającego drowa, który przeciął jej ścięgna i arterie tylnej łapy. Gdy bestia upadła, Rhaziel wbił drugie ostrze w jej kręgosłup, przekręcając je i przerywając rdzeń kręgowy. Selise przeszła przez konwulsje i wyzionęła ducha. Natychmiastowo wszyscy bandyci odzyskali wolę, a kolor wrócił na ich twarze.
W komnacie znajdowało się więcej złota, niż drużyna mogła udźwignąć. Miliant upewnił się, że skarb nie jest przeklęty. Rhaziel kazał ocalałym napełnić kieszenie złotem i cieszyć się resztą życia, sami też zapełnili swoje torby. Lazarus zaproponował, by resztę złota zgłosić sułtanowi, który sam się nim zajmie.
Po godzinach drogi powrotnej dotarli do miasta. Sułtan ogłosił ich obrońcami miasta, ugościł w zamku i zapewnił luksusy – jadła i napitku nie brakowało. Ku ich zdziwieniu, powrócił woźnica Jalil, który okazał się uczciwszy niż przypuszczali. Każdy otrzymał swoją część zysku ze sprzedaży towarów. Ich zlecenie zostało zakończone, a najemnicy rozeszli się każdy w swoją stronę.